piątek, 26 kwietnia 2013

Susanna Clarke "Jonathan Strange i Pan Norrell"

Tytuł: Jonathan Strange i Pan Norrell

Autor: Susanna Clarke

Wydawnictwo: MAG

Liczba stron: 810

Rok wydania: 2013

ISBN: 978-83-7480-277-2

Cena: 59 zł

"Janie, podaj mi różdżkę, azaliż mam chęć nieodpartą coś poczarować" Norman niczym lord

Świat pędzi do przodu tak szybko, że nie raz i nie dwa zastanawiam się, jakim cudem za nim nadążam. Mody zmieniają się jak rękawiczki, trendy zahaczają o coraz dziwaczniejsze pomysły a to, o czym się mówi, czego się pożąda, jest coraz dziwaczniejsze i coraz mniej nieprawdopodobne. Włączcie choćby kanał z bajkami dla najmłodszych - co zobaczycie? przygody seksownych uczennic ze szkoły średniej, które reprezentują sobą różne gatunki znanych nam potworów. Albo obleśne bajki o kurczaku i krowie, albo słodziutkie futrzaki, które giną w obrzydliwy i spektakularny sposób. Jeszcze Wam mało? To włączcie telewizor na dowolnym kanale i o dowolnej porze - mnożące się jak wirusy programy typu "Dlaczego ja?" i "Detektywi" potwierdzą to, co wcześniej pisałam - karmi się nas sieczką i śmieciowymi wartościami, które wciskają się już niestety do ostatniego bastionu inteligencji człowieka - do świata literatury. Przeraża mnie to, ale i zadziwia, jak łatwo ulegamy temu wszystkiemu i z jaką przyjemnością łykamy to całe gówno. Ale jest jeszcze nadzieja! Są jeszcze tacy, którzy walczą o wysoki poziom kultury, sztuki i literatury. Są jeszcze tacy, którzy dbają o rozwój naszej wyobraźni.

Pan Norrell jest chyba ostatnim, godnym szacunku dżentelmenem, który para się magią. Istnieje oczywiści klub czarodziei, gdzie istota magii jest szczegółowo i niezwykle starannie omawiana, ale niestety nie ma to już nic wspólnego z jej praktycznym użytkowaniem. W momencie kiedy Norrell ujawnia się jako ostatni wielki czarodziej, Anglia zmaga się z wojskami Napoleona, który jest już bardzo bliski podbicia dumnego imperium. Pan Norrell jako dumny ze swojej ojczyzny patriota postanawia sięgnąć po magię w celu pokonania wroga - pomaga mu w tym jego młody przyjaciel, Jonathan Strange. Niestety magia ma swoją cenę, która może się okazać nieadekwatna do potencjalnego sukcesu dżentelmenów... .

Mogłabym co prawda nieco pełniej streścić Wam powieść, ale po co? To by tylko pozbawiło Was przyjemności, jaką jest odkrywanie kolejnych wątków i tajemnic, które z taką elegancją i pieczołowitością zostały stworzone. Książka czyta się początkowo dość opornie, może nawet zniechęcić co mniej wytrwałych, ale zapewniam, że warto się "przemęczyć" przez ten żmudny początek, żeby móc się wgryźć w "smakowite kąski" ukryte nieco później. Styl przypomina mi powieści Karola Dickensa i innych wybitnych XIX-wiecznych autorów. Gdybym musiała opisać tą powieść jednym słowem, użyłabym przymiotnika "elegancka". Estetyka jest wyjątkowa - cudownie łączy w sobie klasykę z nowoczesnym fantasy. Zaiste, prawdziwa to uczta wyobraźni i stylu. Czuję się literacko dopieszczona...ba! może nawet i zupełnie ROZpieszczona, bo w stosunku do następnej powieści fantasy, po którą sięgnę, już teraz mam bardzo wysokie oczekiwania - chociaż wątpię, czy może być jeszcze lepiej ;)

wtorek, 9 kwietnia 2013

Barbara O'Neal "Recepta na miłość"

Tytuł: Recepta na miłość

Autor: Barbara O'Neal

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Liczba stron: 525

Rok wydania: 2013

ISBN: 978-83-08-05060-6

Cena: 39,90 zł

"Bądź mym masełkiem, a wtedy ja będę twoją bagietką! Łachachachacha!" Norman i jego skojarzenia

No przyznaję się bez bicia: tak, przeczytałam romansidło. Ale to nie byle jakie romansidło, tylko romansidło z jedzeniem w tle, a to już inna bajka! Rzadko sięgam po takie książki, ponieważ nie przekonują mnie one do siebie swoim lukrem i udziwnianiem życia bohaterów na siłę. Ale czasami dam się skusić, choćby po to, żeby się przekonać jak słuszna jest moja opinia o "tych" książkach. Nie jestem jednak na wskroś złośliwa i nie potępiam na wstępie, tylko daję szansę samoobrony. No i bardzo dobrze, że mam taki system, bo inaczej ominęłaby mnie przyjemność z lektury "Recepty na miłość"!

Ramona swoje w życiu przeszła, ale nie poddaje się i bierze z uśmiechem to, co los jej daje. Jej historia jest dość trudna i niejeden raz czuła się bezsilna, ale wtedy zawsze pomagała jej pasja pieczenia chleba. Kobieta prowadzi własną piekarnię, którą otworzyła w swoim własnym domu i z każdym dniem boryka się z trudnościami, które taki interes niesie ze sobą. Ramona dzielnie daje sobie radę, ale tylko do pewnego momentu. Pewnego dnia jej ciężarna córka dostaje telefon, że jej mąż został bardzo ciężko ranny w Iraku. Dziewczyna natychmiast leci do Niemiec, aby czuwać przy swoim ukochanym. Jednocześnie do Ramony wprowadza się nastoletnia pasierbica jej córki, która dotychczas mieszkała ze swoją matką-ćpunką. W całym tym zamieszaniu, które powstało Ramona musi jeszcze poradzić sobie z poważnymi tarapatami na tle finansowym i z pewnym niechcianym kochankiem, który nie może zrozumieć, że ona już go nie chce. Kiedy wszystko wydaje się być na najlepszej drodze do tragicznego końca, w życiu Ramony pojawia się jej pierwsza miłość, której smak wciąż skrzętnie ukrywa w najgłębszym zakamarku serca... .

Książka jest wyjątkowa, bo zawiera w sobie tyle smaków i zapachów dobrego pieczywa, że bez towarzystwa jakiejkolwiek przekąski nie byłam w stanie jej przebrnąć. Pod koniec niemal każdego rozdziału znajdziecie przepis na pieczywo, o którym była mowa wcześniej. Książka pochwala zwyczaj samodzielnego wyrobu wszelkich pyszności cukierniczych i chleba, co jest dla mnie ukłonem w stronę zapomnianych już tradycji. Ale pomijając walory kulinarne, muszę stwierdzić że książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. To piękna historia pięciu pokoleń kobiet, które są tak bardzo różne, że nie raz mają poważne problemy z dogadaniem się ze sobą. Pozornie jest to więc historia miłosna, ale tak naprawdę chodzi tutaj o receptę na miłość w ogóle, między bliskimi sobie ludźmi. Uczucie między Ramoną i Jonah'em jest raczej wątkiem pobocznym, znaczącym znacznie mniej niż uczucie Ramony do jej córki i matki. Książka jest niebanalna i bardzo przyjemna. Polecam na leniwe popołudnie przy kawie i chrupiącym croissantcie ;)

sobota, 6 kwietnia 2013

Przemysław Wechterowicz i Emilia Dziubak "Proszę mnie przytulić"

Tytuł: Proszę mnie przytulić

Autor: Przemysław Wechterowicz i Emilia Dziubak

Wydawnictwo: EZOP

Liczba stron: 42

Rok wydania: 2013

ISBN: 978-83-89133-82-3

Cena: 30 zł

"Jestem za gruby, za brzydki, za zielony, zbyt złośliwy i do tego mechaty... niech mnie ktoś przytuli!" Norman

Za oknem zima, wiosny ni ma, aż zrzedła mi mina... Oj tam oj tam, tak sobie tylko rymuję ;) Ale faktem jest, że wiosny jak nie było tak nie ma, no i ten biały puszek, który tak nas cieszył w grudniu, teraz bokiem nam wychodzi. Skoro nie ma wiosny, to i wiosennego nastawienia do życia brak. Siedzę smętnie pod kocem i patrzę tępo w okno, za którym Dziad Mróz szaleje. Nic się nie chce, nic nie cieszy, po prostu masakra jakaś. Czekolada też już nie pomaga, bo wałki nad krawędzią spodni wesoło się kołyszą i przypominają, że już dosyć tego dobrego (czekoladowego). Co więc można zrobić? Przeczytać książeczkę dla dzieci! To zawsze skutkuje i wywołuje na pyszczku szalonego banana!

Mały Miś mieszka wraz ze swoim tatą Dużym Niedźwiedziem w lesie. Maluch dowiaduje się od swojego rodziciela, że najlepszym sposobem na udany dzień jest porządne przytulenie się do kogoś. Obaj wyruszają więc na wycieczkę po lesie, w celu odnalezienia wszystkich jego mieszkańców i przytulenia ich. I tak oto niespodziewanej pieszczocie zostaje poddany pewien bóbr, panna łasiczka, zły wilk (który tak się całą sprawą przejmie, że przegapi nadejście Czerwonego Kapturka), a nawet pan myśliwy! Wszyscy mieszkańcy lasu zostaną obdarowani sympatią i miłością niedźwiedzi. Pod koniec dnia Mały Miś uświadamia swojemu tacie, że o jednym zapomnieli...

Dzisiaj bardzo ciężko jest spotkać dobrą książkę dla dzieci, która niosłaby ze sobą jakieś wartości, a nie tylko chorą potrzebę posiadania gadżetów i innych śmieci. Dodatkowo ciężko jest spotkać książkę, która na polu estetycznym może zachwycić nie tylko dzieci, ale i ich rodziców. "Proszę mnie przytulić" to jeden z tych nielicznych wypadków, kiedy zachwyca nas zarówno estetyka, jak i treść oraz przesłanie. To taka perełka wśród masowej sieczki Zachodnich trendów. Historia jest z pozoru banalna, bo opiera się na łapaniu przypadkowych zwierzątek i serdecznym ściskaniu ich, ale przypomina mi ona pewną globalną akcję sprzed kilku lat: FREE HUGS. Kto o niej słyszał, ten wie jakie to było niezwykłe i wzruszające. Książeczka o dwóch niedźwiedziach doskonale oddaje ducha tej akcji. Dodatkowo bardzo mi się spodobały ilustracje, które nie tylko mogą rozczulić ale i rozbawić (pan bóbr ma baaardzo ciekawy wyraz pyszczka, podobnie z resztą jak łasiczka). Książeczka jest pocieszna i dobrze napisana. Urzekła mnie w stu procentach i prędzej sczeznę, niż oddam ją jakiemuś dziecku!

piątek, 5 kwietnia 2013

Paul Brannigan "Dave Grohl. Oto moje powołanie"

Tytuł: Dave Grohl. Oto moje powołanie

Autor: Paul Brannigan

Wydawnictwo: SQN

Liczba stron: 414

Rok wydania: 2013

ISBN: 978-83-63248-74-1

Cena: 39,90 zł

"Can you stop rape me, please?" Norman

Czy Wiecie, że dzisiaj mamy Piąty kwietnia? Czy zdajecie sobie sprawę, co wydarzyło się 19 lat temu? A czy byliście lub jesteście fanami Nirvany?? Ze mną było tak: Kiedy miałam naście lat i poszłam do liceum, nie miałam gustu muzycznego. W domu wszyscy słuchali disco polo i siłą rzeczy nie znałam wiele poza tym. To były złote czasy takich programów jak "Disco-relax" i "Disco-party". Kiedy więc poszłam do tego nieszczęsnego liceum, poznałam mojego guru - Beatę. Ta dziewczyna miała tak ogromną wiedzę muzyczną, że aż bałam się na początku rozmawiać z nią na ten temat. Dzisiaj jesteśmy przyjaciółkami i gdzieś po drodze wyzbyłam się strachu przed jej mega-mózgiem, ale są nadal pewne tematy, w których może mnie ona zgasić jak peta o podeszwę trampka. Jednym z nich jest historia muzyki grunge i jej najważniejszego posłańca - zespołu Nirvana.

Dave był zwykłym dzieciakiem. No przynajmniej przez pierwszych sześć lat życia, bo później chłopak odkrył MUZYKĘ. Cała przygoda zaczęła się od zarzynania płyt ojczyma, który był fanem polowania i ciężkiego rock'a. Dave pod wpływem takich zespołów jak The Edgar Winter, KC and the Sunshine Band, Kiss i paru innych postanowił zostać gwiazdą rock'a. No może nie od razu - najpierw chciał zostać pilotem, ale dość szybko zmienił zdanie. Dave od szczenięcych lat uparcie pracował nad swoim sukcesem. Zaczynając od zwykłych garażowych bandów, które zakładał ze swoimi przyjaciółmi ze szkoły, spokojnie i metodycznie rozwijał swój talent. Grohl początkowo myślał o gitarze, ale dość szybko wyszło w praniu, że jest urodzonym perkusistą. Po paru latach bujania się to tu, to tam ze swoimi kolejnymi kapelami, w końcu spotkał na swojej drodze Kurta Cobaina i Chrisa Novoselica. Wydarzyło się to już po tym, jak Dave wyrobił sobie renomę świetnego i hipnotyzującego perkusisty grając w Scream. Ponoć w pierwszym momencie Kurt nie był nim zachwycony - nie podobały mu się inspiracje muzyczne zespołu Scream i jego stylistyka. Ale wystarczyło, że Dave zagrał kilka pierwszych taktów z jednej z piosenek Nirvany i było już jasne, że oto narodził się potwór...

Wiecie co? jestem wstrętną lebiegą, bo sięgnęłam po książkę Paula Brannigan'a tylko po to, żeby sobie poczytać o Nirvanie. Tymczasem okazało się, że postać samego Davida Grohl'a jest równie mocno- jeżeli nie mocniej!- fascynująca. Aż mnie skręca z ciekawości, jak ten prze-sympatyczny koleś wytrzymał tyle czasu z kapryśnym i zeschizowanym wokalistą Nirvany? Jakim cudem nie zaćpał się gdzieś po drodze i nie stoczył na samo dno?! Pojęcia nie mam, ale bardzo się cieszę, że to taki miły i porządny gość, bo dzięki temu że nie skończył tak tragicznie, powstało jeszcze mnóstwo świetnej muzy z jego udziałem. Ale wróćmy do meritum! Książkę czyta się fantastycznie - to wręcz podręcznik do historii muzyki rockowej lat 90-tych. Czego Wy tutaj nie znajdziecie! Jest sporo informacji o rozwoju danych podgatunków (grunge, hard rock, india rock, pop rock i takich tam) i o ich głównych przedstawicielach, o powodach dla których rozwinęły się wówczas właśnie takie a nie inny zespoły, o tle historycznym okresu, w którym Dave dorastał i nabierał "szlifu" i o wielu, wielu innych sprawach i rzeczach, które zdecydowały o sukcesie pana Grohl'a. Całość napisano z polotem, na luzie ale bez pozerstwa, z przebijającą się przez każde słowo sympatią autora do opisywanych przez niego wydarzeń. To jak pamiętnik, który przenosi nas na fali rozrzewnienia w czasy, kiedy muzyka wyrywała się z duszy i w dusze odbiorców trafiała, kiedy plastikowe cycki i sztuczne rzęsy jak miotły nie miały prawa decydować o sukcesie, a ci którym udało się odnieść sukces pozostawali sobą, nie dopuszczając sodówki do głowy. Aż mi się łezka w oku zakręciła, bo straszne jest to, że ja sama byłam wtedy skazana na disco-rodzinę i nie miałam nawet świadomości istnienia tylu cudownych nurtów muzycznych. A teraz wybaczcie, ale wracam do moich starych płyt i zakreślonych -już ukochanych - fragmentów "Dave Grohl. Oto moje powołanie".

Za moją świadomość muzyczną i miłość do Nirvany z serca dziękuję mojej przyjaciółce i mentorce na tym polu - Beacie :)