niedziela, 29 listopada 2015

"W cieniu kwitnących wiśni" Miki Sakamoto

Tytuł: W cieniu kwitnących wiśni

Autor: Miki Sakamoto

Wydawnictwo Naukowe PWN SA

Rok wydania: 2012

"Nie przystawaj pod drzewem, bo ptasią bombą zarobisz. " Norman

Niewiele wiem o kulturze japońskiej. Moja szczątkowa znajomość tego kraju pochodzi głównie z anime i mangi. Nie byłam też zbytnio ciekawa historii kraju kwitnących wiśni. Jeżeli już coś chciało mi się poczytać na jego temat, to raczej skupiałam się na obecnym stylu życia Japończyków, na ich dziwacznych kibelkach, kawiarni z kelnerkami przebranymi za postacie z anime, na poduszkach automatycznie oddających przytulasa. Ten dziwaczny kraj wynalazł takie show jak pierdzenie sobie w twarz! To jednak tylko powierzchowna skorupka, pod którą kryje się niesamowite piękno utkane z honoru, dumy, sztuki i filozofii.

Dziewczynie o imieniu Nao przyszło urodzić się i żyć w chwili najbardziej znaczącej w historii Japonii. W ciągu zaledwie stu lat kraj przeszedł ogromną falę zmian. Kiedy Nao się urodziła, wciąż żywe były praktyki samurajskie, liczył się głównie honor człowieka i jego dobre wychowanie. Japonki czesały się w tradycyjne, skomplikowane koki i ubierały się w ciężkie, kosztowne kimona. Mężczyźni byli prawdziwymi samurajami, pielęgnowali pamięć swoich przodków i kultywowali dawną sztukę. Ceremonia parzenia herbaty była normą w każdym zamożniejszym domu, a podział społeczny wyznaczały ostre granice, których nikt nie kwestionował. Nao ćwiczyła sztukę kaligrafii i prowadzenia domu swojemu przyszłemu mężowi, którego wybrali jej rodzice. Dziewczyna była jednak świadkiem tego, jak jej kraj ulega przemianie. Zachowania, jedzenie i muzyka z Zachodu coraz wyraźniej wpływały na jej otoczenie. Polityka Japonii, która wciąż znajdowała się w jakichś konfliktach zbrojnych, w drastyczny sposób wpływała na poddanych i ich życie. Nasza bohaterka musiała nie tylko przełamać swój wewnętrzny opór i nauczyć się świata Zachodu, ale przede wszystkim przetrwać koszmar II Wojny Światowej.

Kto z nas zna się tak na prawdę na historii Japonii? W szkołach o niej nas nie uczą, jedyne o czym mówią, to o bombach atomowych i bojownikach kamikaze. Kinematografia zawsze pokazuje Japonię jako "tego złego", z którym dzielni Amerykanie wygrywają w sposób spektakularny i onieśmielający resztę świata. "W cieniu kwitnących wiśni" jest więc nie tylko książką świetnie napisaną, ale i bardzo potrzebną. To obraz życia zwykłych obywateli, którzy nie mają zbyt wiele wspólnego z postanowieniami swoich władz. To historia ludzi, którzy zostają zmuszeni do wysyłania swoich dzieci na kolejne wojny w imię abstrakcyjnego, nieosiągalnego cesarza. Japonia była kiedyś przepięknym krajem, w którym rozwijały się sztuka i poezja, czczono pamięć przodków i rozwijano w kolejnych pokoleniach poczucie dumy, obowiązku i pracowitości. Autorka w fantastyczny sposób połączyła opowieść o własnej rodzinie z suchymi faktami historycznymi. W każdym rozdziale znajdziemy jedną, dwie strony najważniejszych informacji o danej sytuacji politycznej kraju, które łączą się z życiem Nao i jej rodziny. Również w dialogi pomiędzy poszczególnymi bohaterami autorka włożyła sporą dawkę informacji odnośnie tego, w jaki sposób politykę swojego kraju odbierają obywatele i czego się boją w związku z nią. Całość bardzo mnie poruszyła, otworzyła mi oczy na to, w jaki sposób koszmar wojny wpłynął na cywilną część Japonii. Książkę uważam za lekturę obowiązkową dla każdego, kto ośmiela się twierdzić, że interesuje się kulturą Dalekiego Wschodu. Ja z całą pewnością sięgnę po jeszcze inne książki pani Sakamoto.

czwartek, 26 listopada 2015

Terry Pratchett : seria "Świat Dysku" w prenumeracie i w kioskach

Tytuł: Świat Dysku

Autor: Terry Pratchett

Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Rok wydania: 2015

"Mistrzu! nie jestem godzien, aby nosić za tobą Twój kapelusz! " Norman

To pierwszy raz, kiedy podejmuję się zrecenzowania całej serii. Nie mogłam się jednak oprzeć, ponieważ chodzi tutaj o mojego mistrza, o króla fantastyki, o boga dobrego humoru. Terry Pratchett to niekwestionowany mistrz gatunku, którego nikt nigdy nie przerośnie. Jego książki towarzyszą mi od blisko piętnastu lat, a wciąż nie mam ich dość, zawsze chętnie do nich wracam, marzę o ich skolekcjonowaniu. Ten niezwykły pisarz był tak płodny, że to przekracza ludzkie pojęcie. Napisał coś koło sześćdziesięciu książek - sama nie wiem ile ich było, może więcej, ale na pewno nie mniej. Jego wyobraźnia była tak niesamowita, że powinni go moim zdaniem dopisać do listy cudów świata.

Od sierpnia tego roku w sprzedaży znajduje się seria "Świat Dysku" autorstwa Pratchetta. To cykl 42 powieści, które stanowią główny trzon twórczości pisarza. Książki pojawiają się co dwa tygodnie w czwartki. Oprawa jest twarda, grafiki nawiązują do okładek standardowych wydań autora w wydawnictwie Prószyński i S-ka. Format książek umożliwia ich wygodne noszenie wszędzie, gdzie się da, również w damskiej torebce. Wydanie jest staranne, w treści nie ma błędów i literówek. Cena za jeden tom to 16,99 zł, a na końcu każdego tomu znajdziemy rozpiskę, kiedy dokładnie pojawi się w sprzedaży kolejny tom, dzięki czemu nie przegapimy go. Po skompletowaniu wszystkich książek na półeczce ułoży nam się zgrabny napis z nazwiska autora, przyozdobiony wyobrażeniem Dysku niesionego przez cztery słonie, stojące na skorupie wielkiego żółwia A'tuina.

Jaka jest moja ocena serii? Co prawda dopiero się rozkręca, ale opinię już śmiało można wydać. Ogólnie seria jest bardzo atrakcyjna, dla fanów pisarza to prawdziwa gratka. Cena jednego tomu również jest przystępna, ponieważ standardowo za Pratchetta w księgarni zapłacimy około 30 zł. Na allegro można znaleźć używane książki w niższej cenie, ale należy do tego doliczyć koszt przesyłki, więc wychodzi na to, że cena 16,99 zł jest wyjątkowo niska (pamiętajmy o twardej oprawie! A jeżeli ktoś postanowi wykupić prenumeratę, to koszt spada do 12,99 zł). Nie ma jednak samych plusów. Minusem, i to ogromnym, jest według mnie podzielenie niektórych książek na dwa tomy, co jest niedopuszczalne. W ten sposób nie tylko dochodzi do podzielenia jednolitej historii wbrew intencji autora na dwie książki, ale i koszt skompletowania jednej pozycji w tym przypadku to blisko 34 złote. Drugi minus to fakt, że w serii nie ukażą się wszystkie książki Terrego, a te które zostały zaplanowane, nie są uporządkowane tematycznie. Znawcy Terrego Pratchetta wiedzą, że jego opowieści dzielą się na trzy główne nurty: o czarownicach, o straży i o Niewidocznym Uniwersytecie. Seria plącze wątki, przez co można się troszkę pogubić. Mimo to polecam! Ja z całą pewnością będę kupować kolejne tomy, z wyłączeniem jednak tych, które sama już kiedyś kupiłam w tradycyjnej miękkiej okładce.

"Ocean na końcu drogi " Neil Gaiman

Tytuł: Ocean na końcu drogi

Autor: Neil Gaiman

Wydawnictwo MAG

Rok wydania: 2013

"Dzieci boją się boboka, a dorośli komornika.... sam nie wiem co gorsze... " Norman

Życie upływa bardzo szybko, wręcz błyskawicznie od pewnego momentu. Kiedy byłam dzieckiem, czas był jak żółw, w dodatku zaspany i leniwy. Podstawówka ciągnęła się niemiłosiernie długo, była całym życiem. Potem żółwia zastąpił królik, który "przekicał" całe liceum i studia ot tak, w ciągu zaledwie kilku mrugnięć okiem. Ale to, co się dzieje teraz, kiedy patrzę na wzrost własnej córki, to normalnie jakaś corrida z naspidowanym strusiem pędziwiatrem! Miewam momenty, kiedy przystaję na moment i z zaskoczeniem stwierdzam, że "dopiero co" byłam dzieckiem, a już trzymam na rękach własną pociechę. Życie pędzi, a ja się oglądam wstecz, próbując chociaż troszkę spowolnić ten bieg. Niestety, nie jest to takie proste... .

Pewien mały chłopiec mieszka ze swoimi rodzicami gdzieś daleko, w cichym i niemal zapomnianym zakątku pewnego miasteczka. W jego domu pojawia się nieznajomy, który najpierw wynajmuje pokój, a kilka dni potem pożycza samochód od jego rodziców i popełnia w nim samobójstwo. To budzi nieznane, mroczne siły, które mają wkrótce obrać za swój cel chłopca i jego rodzinę. Najgorsze jest to, że tylko on o tym wie i widzi jasno, co się dzieje. Dorośli nie dostrzegają zagrożenia, oślepieni swoim racjonalnym podejściem do świata. Chłopiec znajduje na całe szczęście kogoś, kto zna podszewkę tego, co dla nas rzeczywiste, jak własną kieszeń. Trzy kobiety mieszkające w pobliżu wiedzą i widzą tyle, co dzieci. To straszna wiedza, tak przerażająca, że lepiej nie dzielić się z nią z innymi dorosłymi, bo by oszaleli od tak potężnej grozy.

Muszę to stwierdzić wprost: książki Gaimana są jak narkotyk. Uzależniają swoim niepowtarzalnym klimatem i niebanalnymi historiami. Jego powieści należą do rzadkiej grupy książek, których zakończenia nie potrafię przewidzieć do samego końca. Nostalgia, fantastyka ściśle przepleciona z realnością i mroczny niepokój to sztampowe cechy również w tym przypadku. "Ocean na końcu drogi" to wspomnienie z dzieciństwa, co do którego nie można mieć pewności, czy miało miejsce na prawdę, czy też jest tylko wytworem wyobraźni zrośniętej z niektórymi faktami. W książce widzimy świat oczami dziecka, ale bynajmniej nie jest on cukierkowy i beztroski. Zło ma tutaj konkretną twarz i potrafi nas skrzywdzić w sposób dosłowny, bezpośredni. Historia przeraża, uświadamia nam, że nawet jeżeli to, co autor zakłada jest prawdą, to nie chcemy tego wiedzieć. Nie znieślibyśmy tej prawdy. Książkę czyta się jednym tchem, płynność opowieści wciąga bez reszty, choć wywołuje dreszcz na plecach. Polecam wszystkim tym, którzy pamiętają czasy swojego dzieciństwa, albo bardzo by chcieli je sobie przypomnieć.

poniedziałek, 23 listopada 2015

"Amerykańscy bogowie" Neil Gaiman

Tytuł: Amerykańscy bogowie

Autor: Neil Gaiman

Wydawnictwo MAG

Rok wydania: 2013

"Na kolana! Niewolniku!... ale najpierw przynieś mi ciasteczko!" Norman

Każdy ma swojego boga. Są to bożkowie dość mali, ale niezastąpieniu w dniu codziennym. Jedni wierzą w boga kawy, inni składają pokłony nowym bogom smartfonów i innych elektronicznych gadżetów. Są też tacy, którzy ślepo ufają bogom telewizji i portali plotkarskich. Wszyscy w coś wierzymy, mamy też nadzieję, że ta wiara w jakiś sposób nam pomoże, jakoś się nam opłaci. Bywa jednak i tak, że odwracamy się w pewnym momencie od swojego bóstwa i szukamy czegoś innego na jego miejsce. Bóg zostaje odepchnięty, zapomniany, samotny i słaby. Ale czy ginie? czy znika w wielkim worze o nazwie "nicość"? Czy może kurczy się po prostu do rozmiaru ziarnka piasku i czeka aż jego dobra passa wróci? albo zmienia branżę na bardziej chwytliwą? Co jeśli tacy zapomniani bogowie po prostu zaczynają się przystosowywać do błyskawicznych zmian w modzie na wiarę? Co byliby w stanie zrobić, aby przetrwać?

Cień to przeciętny facet, który właśnie kończy odsiadkę w więzieniu. Spokojnie czeka na wielki dzień, kiedy znowu będzie wolny, a przez większość czasu za kratkami rozmyśla o swojej pięknej żonie, którą ma nadzieję już wkrótce zobaczyć. W końcu nadchodzi dzień odzyskania wolności, ale nie przynosi ze sobą oczekiwanego szczęścia. Ukochana żona Laura ginie w wypadku samochodowym w niewyjaśnionych okolicznościach, na dwa tygodnie przed końcem wyroku Cienia. Mężczyzna nie mając innego pomysłu, co ze sobą zrobić, wraca do domu, gdzie poznaje tajemniczego i dziwacznego pana Wednesday. Ten cudaczny i tajemniczy jegomość twierdzi, że jest byłym bogiem, uchodźcą wojennym i królem Ameryki. Wciąga on Cienia w niezwykłą podróż po Ameryce, której celem jest odkrycie sprawcy serii niewyjaśnionych, cyklicznych morderstw. Cień spotyka po drodze kolejnych zdetronizowanych bogów, a także swoją żonę Laurę, która niesie ze sobą ostrzeżenie i zapach ziemi. Za Cieniem podąża jednak jeszcze ktoś... .

Książki Neila Gaimana mają w sobie pewną magię, której zdefiniowanie przychodzi mi z trudem. To fantastyka najwyższych lotów, choć bardziej niż ku typowym "zagraniom" fantastów (elfy, smoki, tajemne moce, misje ocalenia lub zdobycia magicznych przedmiotów itd., itp.) skłania się do psychologii i psychiatrii. Podobnie sprawy mają się również w tym przypadku. "Amerykańscy bogowie" to próba odpowiedzi na pytanie, co się dzieje z bogami, w których wierzenia już zniknęły z powierzchni świata lub uległy czemuś w rodzaju ewolucji. To opowieść o panteonie bogów rozgoryczonych, stęsknionych za dawnymi czasami swojej świetności, upadłych i osłabionych, wręcz uczłowieczonych. Sam Cień nie jest w tej historii ważny - jego postać jest raczej mdła i płaska, nie wzbudza w nas żadnych emocji. Może to do pewnego stopnia drażnić, ale tylko na początku - później przyzwyczajamy się do jego apatycznej osobowości. Klimat książki jest mroczny i depresyjny, oczami wyobraźni widzimy wszystkie wydarzenia w kolorze szarości. Nie jest to jednak wada powieści! Gaiman świetnie wiedział, jaki efekt chce osiągnąć i udało mu się to. Książka zmusza do myślenia, wciąga -choć jak smoła, powoli i z mlaszczącym odgłosem, wprowadza czytelnika w mroczny świat. Polecam dla cierpliwych i lubujących się w klimacie Gaimana, bo to po prostu wisienka na torcie w tej kategorii.

niedziela, 22 listopada 2015

"Francuski szef kuchni" Julia Child

Tytuł: Francuski szef kuchni

Autor: Julia Child

Wydawnictwo Literackie

Rok wydania: 2013

"Linia musi być gruba i wyrazista, ewentualnie mechata" Norman

Po raz pierwszy spotkałam się z postacią Julii Child w filmie "Julie i Julia", który opowiadał o młodej amerykance, która postanowiła w ciągu roku ugotować wszystkie przepisy z książki kucharskiej Julii Child. Film rozkochał mnie w sobie kompletnie, a postać samej Julii Child zaczęła mi się kojarzyć z takimi bohaterami dzieciństwa jak Święty Mikołaj - serio, bardzo bym chciała zobaczyć tą ogromną, piskliwą kobitkę jak krzyczy "HO!HO!HO!". Pani Child zaczęła mnie fascynować, a wolne chwile poświęcałam na poszukiwanie polskiej wersji językowej jej książki. Niestety, o dziwo nigdy nie powstało tłumaczenie, a cudowne przepisy pani Child były dla polskojęzycznych fanów nieosiągalne. Aż do teraz...

Julia Child miała 188 cm wzrostu i donośny, wysoki głos. Jej postać górowała znacznie nie tylko nad jej sporo niższym mężem, ale i nad kolegami z klasy w legendarnej paryskiej szkole kulinarnej Le Cordon Blue. Ta żwawa, wesoła i zakochana do szaleństwa w jedzeniu kobieta postanowiła, że nauczy amerykańskie żony gotować według najlepszych receptur francuskich mistrzów. Aby ta nauka nie była zbyt bolesna, stworzyła program telewizyjny, w którym nie tylko pokazywała krok po kroku jak zrobić doskonałe naleśniki, ale i jak się nie przejmować kiedy te naleśniki spadną nam z patelni na ziemię lub się rozpadną podczas obracania. Jej podejście do gotowania przeszło do legendy. Takiej radości i zabawy w kuchni nie udało się odtworzyć po niej przez wiele lat, choć niejeden telewizyjny kuchcik próbował. Julia Child to niedościgniony pierwowzór, bogini łyżki, patelni i masła.

Książka tak długo oczekiwana nie mogła zawieść i nie zawiodła. Wydawca postawił na klasyczną prostotę, bez zbędnych udziwnień i ozdobników w formie zdjęć. Książka to prawie 500 stron przepisów, czyli kawał historii i kultury francuskiej gastronomii. Sięgając po książkę czułam się tak, jakbym otwierała przepisy mojej babci - te dawne, prawie zapomniane, ale ukochane. "Francuski szef kuchni" jest prawdziwą perełką i gratką dla profesjonalnych i domowych kucharzy, a także - czy też raczej głównie - dla zapalonych fanów gotowania, którym może i nie zawsze ono wychodzi, ale zawsze bardzo cieszy. Bon appetit!

"Uczta Lodu i Ognia" Chelsea Monroe-Cassel i Sariann Lehrer

Tytuł: Uczta Lodu i Ognia

Autor: Chelsea Monroe-Cassel i Sariann Lehrer

Wydawnictwo Literackie

Rok wydania: 2013

"Zadbaj o oponkę, bo winter is coming" Norman

W moim domu rodzinnym zawsze kultywowaliśmy jakieś dziwaczne, własne tradycje. Do dzisiaj mówię o nich dość niechętnie z powodu świadomości, jak cudaczne one były. Może i nie składaliśmy ofiar z niewinnych króliczków tajemniczym bożkom, albo i nie przebieraliśmy się za postacie z bajek i nie zasiadaliśmy w ten sposób do rodzinnego stołu, ale robiliśmy coś równie cudacznego. Otóż moja ukochana mamusia namiętnie kupowała (i z tego co widzę nadal kupuje) gazetki z przepisami na różne pyszności, po czym podsuwała je nam pod nosy w czasie posiłków, które niezmiennie składały się z kotletów mielonych lub schabowych z ziemniakami. To było bardzo sprytne - tak podłożyć zdjęcie z pieczoną kaczuszką i wywołać tym samym ostry ślinotok, a następnie podłożyć na miejsce apetycznej fotografii - pod strumień kapiącej śliny - szarego mielońca. No świństwo! ale jakże skuteczne! Zawsze wszystko było zjedzone,choć z posmakiem słonych łez żalu. To taka mała tradycja rodzinna, która wywołała u mnie syndrom "pożerania" oczami opisów jedzenia w literaturze. Takim ostrym ślinotokiem zareagowałam, kiedy czytałam sagę "Pieśni Lodu i Ognia" Georg'a R. R. Martin'a. Ten nieszczęsny cykl przyczynił się do mojego przyrostu wagi, ponieważ musiałam go metodycznie "zajadać". Kto czytał, ten mnie zrozumie. Autor serii wręcz znęcał się nad moją wyobraźnią, używając tych wszystkich chrupiących, soczystych, słodkich, pikantnych, pieczonych, gotowanych i smażonych słów. Niejednokrotnie zamiast skupić się na losach bohaterów, zastanawiałam się jak też mogłyby smakować te wszystkie cuda? No cóż... teraz już wiem. A przynajmniej mniej więcej.

"Uczta Lodu i Ognia" to jedna z najbardziej oryginalnych książek kucharskich, jakie było mi dane oglądać i czytać. Już sama jej okładka robi wrażenie. Jej dopracowanie do najmniejszego szczegółu uświadamia nam, ile pracy w jej stworzenie musiały włożyć autorki. Nie bez znaczenia jest tutaj też to, że książka otrzymała błogosławieństwo samego R. R. Martin'a. Książka jest świetnie skomponowana, podzielona na sześć głównych działów, które kolejno poświęcono kuchni z dalekiej północy, gdzie stoi wielki Mur, kuchni z Winterfell, kuchni Południa (ach te bezowe łabędzie!), kuchni z Królewskiej Przystani (kremu ze ślimaków raczej bym nie tknęła, no ale co kto lubi), kuchni z Dorne i wreszcie kuchni zza Wąskiego Morza, gdzie pichcili dzicy Dothrakowie. Całość tworzy spójną historię kulinarnego rozwoju świata Westeros. Dodatkowo książka jest obficie zilustrowana fotografiami potraw, które wystylizowano na modłę średniowieczną. Książka jest nie tylko praktyczna ale i kolekcjonerska. Jeżeli ktoś ma życzenie, to może z nią gotować, albo upchnąć na półkę chwały razem z figurkami, książkami z sagi i innymi kolekcjonerskimi pierdołami dla fanatyków Gry o Tron. Przepisy zostały okraszone cytatami z serii Martin'a oraz przystosowane do naszej współczesnej kuchni. Składniki nieosiągalne, wymarłe lub pod ochroną zostały zastąpione najwierniejszymi odpowiednikami. Autorki postarały się również, aby każdy przepis - czy na zwykły napój, czy też na pieczoną dziczyznę - był łopatologicznie jasny i zrozumiały.

Ogólnie większość przepisów da się odtworzyć w naszych polskich warunkach, choć są i takie, których raczej nie da rady przyrządzić, bo zaskrońcem grzechotnika nie zastąpisz, a ślimaków w puszce nigdy nie spotkałam. No ale te pojedyncze specjały mogą dla mnie nawet pozostać jedynie w formie papierowej. Dania są naprawdę smaczne i nawet ja, z moimi mizernymi umiejętnościami, dałam radę je odtworzyć -mniej więcej... . Polecam serdecznie wszystkim pożeraczom literackich pyszności!

piątek, 20 listopada 2015

"Charlotte Bronte i jej siostry śpiące" Eryk Ostrowski

Tytuł: Charlotte Bronte i jej siostry śpiące

Autor: Eryk Ostrowski

Wydawnictwo:Mg

Rok wydania: 2013

"Powróciłem! Nie umarłem! BUACHACHACHA!" Norman

Po ogromnej przerwie w pisaniu (ale nigdy nie w czytaniu! o nie!) postanowiliśmy z Normanem powrócić. Tęskniliśmy za Naszym dzieckiem, jakim jest ten blog. Może i niewielu mamy czytelników, ale ilość odwiedzin na nim - pomimo 2-letniej przerwy - zachęciło nas do powrotu. To ogromna radość, móc podzielić się swoją opinią na temat ukończonej lektury z innymi miłośnikami książek. Czy jesteśmy opiniotwórczy? A gdzieżby! Nie ośmielilibyśmy się mianować takim tytułem nawet za cenę 100 000 wejść na naszego bloga! Ale lubimy pisać o tym co myślimy, i jeżeli ktokolwiek chce się sugerować naszą opinią, to składamy dziękczynne pokłony za zaufanie i działamy dalej :) "Charlotte Bronte i jej siostry śpiące" to skok w nieznane. Co prawda nazwisko Bronte nie jest mi nieznane, ale poza oglądaniem ekranizacji "Wichrowych wzgórz" i "Dziwnych losów Jane Eyer" nie wiedziałam o nim nic więcej. Nie miałam na przykład pojęcia o tym, że były aż trzy siostry i jeden brat - rodzeństwo wszechstronnie utalentowane i tajemnicze. Nie wiedziałam, że poza wcześniej wspomnianymi pozycjami powstało jeszcze kilka niezwykłych powieści, po które mam obecnie zamiar sięgnąć. Historia zawarta w "Wichrowych wzgórzach" wydawała mi się szczególnie tragiczna i niesamowita - nawet nie przypuszczałam, że prawdziwe życie autorki było jeszcze tragiczniejsze, osnute serią tajemnic, dramatycznych zwrotów i bolesnych przeżyć, po których nie jeden by się załamał i stracił zmysły, ale nie Charlotte.... no ale po kolei. Dlaczego piszę tak, jakby to Charlotte Bronte była autorką "Wichrowych wzgórz", choć to Emily Bronte widnieje na okładce powieści w roli autora? Ha! Tą właśnie tajemnicę - między innymi - zawiera książka Eryka Ostrowskiego. W sumie jestem zaskoczona, że to mężczyzna napisał tak przejmującą i niezwykle emocjonalną biografię kobiecej pisarki z XIX-wiecznej epoki. Epoki, która w otwartość i temperamentność raczej nie celowała. Ostrowski w doskonały sposób, wręcz kobiecy, przeniknął istotę historii sióstr Bronte. "Odczytał" te trzy kobiety tak, jak tylko inna kobieta mogłaby to zrobić - jak widać, pozornie. Książka wciąga w sposób absolutny, nawet czytelnika nieznającego wcześniej przedmiotu jej rozważań. Życie i śmierć rodzeństwa Bronte to przejmująca i pasjonująca historia, którą niepostrzeżenie czytelnik zaczyna odbierać tak, jakby dotknęła jego sfery osobistej, najbliższej. Siostry Bronte niechętnie uchylają rąbka swojego życia, nawet ponad 150 lat po jego zakończeniu, ale z pomocą autora "...sióstr śpiących" udaje się nam zerknąć pod woal tajemnicy.

Moja recenzja może się wydawać chaotyczna i nieco niewprawna, ale może dlatego, że jestem absolutnie na świeżo po lekturze, którą zakończyłam raptem godzinę temu (a może po tak długiej przerwie muszę wrócić do formy? Tak czy siak, proszę o wyrozumiałość ;) ). Książkę ewidentnie polecam, ponieważ powaliła mnie swoją poetyką. To przepiękny obraz historii życia pisarki (a może pisarzy? ;) ), o której tak niewiele było wiadomo nawet już za jej życia. Charlotte w sposób mistrzowski stworzyła legendę, świadomie utaiła większość faktów związanych z pracą pisarską jej i jej sióstr. Jednak pomimo to przetrwały do naszych czasów dowody na to, że niejednokrotnie jej zabiegi wprowadzały nas - czytelników - w błąd. Eryk Ostrowski ujawnia nam tyle prawdy, ile tylko udało mu się - zapewne ciężką pracą -ustalić. Zagłębił się w psychikę pisarki, przeanalizował jej motywy i odkrył niepokoje. Książkę czyta się lekko, prawie jednym tchem. Pisarz przybliżył nam postać panien Bronte tak, jak tylko ktoś znający je osobiście mógłby to zrobić! Rzadko spotykam się z sytuacją, kiedy mężczyzna w stu procentach rozumie kobietę - Ostrowski zrozumiał panny Bronte całkowicie. Widać, że włożył w swoją pracę serce. Jego miłość do spuścizny nazwiska Bronte przebija w każdym rozdziale. Jeszcze raz: GORĄCO POLECAM!