Tytuł: Brudna robota. Zapiski o życiu na wsi, jedzeniu i miłości
Autor: Kristin Kimball
Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 271
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-7536-447-7
Cena: 34,90 zł
"Każda świnia jest uroczym prosiaczkiem, dopóki po raz pierwszy nie utytła się w gnojówce." Norman
Dzisiaj mało już jest prawdziwych gospodarstw. Teraz nawet rolnik prowadzi zautomatyzowane przedsiębiorstwo, niemalże bez kontaktu z naturą, do jakiego przywykli jego poprzednicy. Dzisiaj krowa doi się prawie sama - wystarczy jej tylko podłączyć elektryczne dojarki i iść na kawę. Kurom nie trzeba sypać ręcznie ziarna - zajmie się tym w pełni zautomatyzowany podajnik, który po ustawieniu czasowym otwiera kilka zaworków i już przyszłe nuggets'y mogą się posilać. Dzisiaj nie idzie się w pole na cały dzień, z kosą przerzuconą przez ramię i z posiłkiem zawiniętym w gałganek - teraz wsiada się na żelazne dziwactwa, których nazw nie znam a tylko widzę raz w roku, jak sieją, plewią, zbierają, wiążą i orzą na nowo. Technika ułatwiła znacznie pracę na roli i w gospodarstwie, ale mimo to gdzieś w serduchu tkwi absurdalna - z pozoru - tęsknota za zapachem, smakiem i wyglądem dawnych farm i gospodarstw...
Kristin prowadziła luźny i typowo "miastowy" tryb życia. Miała trzydzieści-parę lat i zero zmartwień na głowie. Jednak kiedy poznała Marka rzuciła wszystko w cholerę i wyjechała z nim gdzieś w rejony amerykańsko-kanadyjskiej granicy po to, żeby założyć farmę ekologiczną. Dziewczyna z miasta nie wie nic o życiu i trudach na wsi, ale bardzo się stara i bardzo chce, żeby wszystko się udało. Oboje dość naiwnie postanawiają prowadzić nie tylko gospodarstwo na ekologicznych zasadach, ale i sprzedaż swoich wyrobów oraz kurort wypoczynkowy. Każda kolejna pora roku niesie ze sobą nowe i dość uciążliwe zadania, które znacznie przerastają możliwości i siły młodych. Gdzieś jednak w tym wszystkim rodzi się coraz silniejsza miłość do ziemi i tego co ona może dać, jeżeli tylko odda się w zamian własne serce. Historia zmierza do pięknego happy endu, ale to nie on jest tutaj najważniejszy. Największą wartość bowiem ma nowo nabyta świadomość Kristin i Marka, że razem mogą wszystko!
Cóż mogę Wam powiedzieć? Niby to romans, ale jednak nie romans. Dla mnie największa wartość zaczerpnięta z tej powieści to smaki i zapachy, doskonałe opisy realiów życia na farmie i szczera prawda o trudnościach, z jakimi borykają się ci, którzy postanawiają się utrzymywać z pracy własnych rąk - DOSŁOWNIE! Książka jest niebanalna i bardzo ciepła, zaprawiona odrobiną słodyczy i sporą dawką cierpkiej prawdy. Obserwowanie katorgi, na jaką zdecydowała się główna bohaterka w chwili związania swoich losów z losami Marka powodowało u mnie chwilami napady serdecznego śmiechu. Rozbrajała mnie początkowa naiwność dziewczyny i cieszyła jej determinacja. Niestety książka źle wpłynęła na moją figurę, ponieważ nieustannie musiałam coś podjadać, żeby nie zacząć przeżuwać stron z opisami tylu pyszności! Polecam serdecznie i jednocześnie zalecam, żeby zaopatrzyć się w jakieś lekkie "podgryzacze" ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz