środa, 21 grudnia 2016

Miles Cameron "Okrutny miecz"

Tytuł: Okrutny miecz

Autor: Miles Cameron

Wydawnictwo MAG

Rok wydania: 2016

"Mówiłam że Gerald to cienias?...No to podtrzymuję!" Norman

Czerwony Rycerz ponownie wkracza do akcji! Jego usługi są potrzebne w dalekim kraju, gdzie tajemniczy spisek doprowadził do uprowadzenia samego cesarza! Tylko młody rycerz wraz ze swoją drużyną zabijaków może go ocalić i zaprowadzić porządek w cesarstwie. Zdrada czai się tutaj na każdym kroku, wszyscy są podejrzani i nie wiadomo, kto jest przyjacielem a kto wrogiem, a kto tylko udaje jednego albo drugiego? Ach, ile się tutaj dzieje... .

Po drugą część Czerwonego Rycerza sięgnęłam będąc już n prawdziwym głodzie literackim. Z ogromną przyjemnością wspominałam moje pierwsze spotkanie z Czerwonym Rycerzem i byłam pewna, że nasza druga "randka" również się uda. Książka okazała się wspaniała, chociaż nie wiem na ile to wrażenie było związane z jej rzeczywistym geniuszem a na ile z moim głodem. Historia opisana przez pana Camerona jest z całą pewnością mocno złożona i naszpikowana wątkami, które momentami odciągają nas od głównego nurtu historii, ale kojarzy mi się to ze stylem Wiesława Myśliwskiego, który swoje książki buduje na zasadzie nawarstwiających się dygresji. To trudny w odbiorze styl, ale z pewnością wart naszego skupienia. Tom nawiązuje również całkiem sporo do wątków, które miały swój początek w pierwszej części, dlatego też warto zacząć lekturę niedługo po zakończeniu jej lektury, tak aby zachować w głowie pozyskane informacje i połączyć je ze sobą. Nie ukrywam, że książka może niektórych zawieść, z powodu znacznego spowolnienia akcji, ale trzeba podkreślić, że skoro całościowo historia doczeka się kolejnej odsłony, to nie może ona przecież tak pędzić przez cały czas!

Na książkę długo czekałam, a jeszcze dłużej czytałam, z powodu braku czasu na lekturę. Przez to moja "więź" z Czerwonym Rycerzem jest tak jakby "ciągła" i niekwestionowanie przyjemna ;) Moja wyobraźnia wciąż krąży wokół bitew i spisków połączonych z głównym bohaterem cyklu. Polecam lekturę wszystkim fanom fantasy, ale uprzedzam że nie należy ona do najlżejszych. Trzeba się na niej skupić, ale warto!

Tui T. Sutherland "Skrzydła ognia. Ukryte królestwo"

Tytuł: Skrzydła ognia. Ukryte królestwo

Autor: Tui T. Sutherland

Wydawnictwo MAG

Rok wydania: 2016

No i to już oficjalne...jestem jasnowidzem! Tak jak przypuszczałam, część poświęcona Glorii, najbardziej tajemniczemu ze smocząt przeznaczenia, okazała się najbardziej zaskakująca i zagadkowa. Teraz przebić to może już tylko tajemnica związana z Nocoskrzydłymi, które przypominają mi jakąś tajną organizację rządową, o której nikt nic nie wie. Ale po kolei!

Smoczęta Pokoju trafiają do świata Deszczoskrzydłych, o których nikt nie ma najlepszego zdania. Plemię ma opinię skrajnie leniwego i wręcz głupiego. Gloria ma wreszcie okazję do tego, aby poznać o sobie prawdę i zweryfikować osądy, z którymi dotychczas musiała się mierzyć. Smoczęta dowiadują się sporo ciekawych rzeczy o plemieniu przyjaciółki a także wcielają się w role prywatnych detektywów, którzy muszą rozwikłać zagadkę śmierci i zaginięć smoków przebywających w lesie deszczowym. Czy to sprawka Deszczoskrzydłych? Czy ich ignorancja dla spraw świata i lenistwo to tylko gra pozorów? A może to jakiś potwór o nieznanej naturze zabija w tak okrutny sposób? Kim tak właściwie jest Gloria i jakie jest jej prawdziwe przeznaczenie? Oj! Jak wiele pytań! ;)

"Ukryte królestwo" z pewnością nie zawodzi. Najbardziej cieszy mnie to, że Gloria okazała się bardzo dzielną, bystrą i silną smoczycą, która swoją inteligencją przebija pozostałe smoczęta. Jej historia, póki co, jest według mnie najciekawsza i rozbudza najsilniejszy apetyt na dalszą lekturę o losach smocząt. Podoba mi się również to, że historia pozornie dla dzieci, okazuje się z czasem czymś w rodzaju studium psychologicznego różnych typów charakterów, jakie reprezentują sobą Smoczęta Pokoju. To cykl z całą pewnością warty przeczytania nie tylko przez młodzież, ale i dorosłych! Z niecierpliwością będę czekać na kolejne losy moich skrzydlatych przyjaciół ;) POLECAM WSZYSTKIM!

czwartek, 15 września 2016

Isaac Bashevis Singer "Dwór"

Tytuł: Dwór

Autor: Isaac Bashevis Singer

Wydawnictwo Literackie

Rok wydania: 2016

Osobiście uważam, że w Polsce wciąż panuje koszmarny rasizm. Nie tolerujemy innych kolorów skóry i wyznań, zachowujemy się w stosunku do tego co obce jak do zagrożenia dla nas. Pod płaszczykiem promocji kultury żydowskiej i romskiej ukrywamy naszą niechęć. Obrazują to chociażby powiedzenia " skąpy jak żyd", "Zakłamany jak cygan". Każdy z nas, bez wyjątku, nazwał kogoś choć raz w życiu żydem (skąpiradłem, chciwcem) i cyganem (kłamcą, kanciarzem). Mówi się, że nienawiść budzi się ze strachu, a strach z niewiedzy. Dlatego warto i należy poznawać inne kultury i tradycje, uczyć się historii z różnych punktów widzenia. Pomóc nam w tym może również literatura powszechna,a nie tylko szkolne podręczniki. Jednym z najważniejszych nauczycieli jest dla mnie I. B. Singer.

Żydowski kupiec Kalman to pobożny i skromny człowiek. Dba o swoją rodzinę, uczy swoich dzieci pokory i miłości, stara się być dobrym człowiekiem. Po upadku powstania styczniowego Kalman przejmuje dzierżawę majątku po hrabim Jampolskim, który zostaje zesłany na Syberię. Stary Żyd dba o majątek, rozbudowuje go, dzięki czemu wzbogaca się nie tylko on, ale i cała okoliczna wieś. Polacy jednak krzywo patrzą na Żyda, który choć uczciwie, to jednak na krzywdzie polskiej krwi buduje swoje szczęście. Nikogo nie obchodzi to, że Kalman jest sto razy hojniejszy i lepszy niż Jampolski. Jest Żydem, a to już dostateczna zbrodnia. W dodatku we wsi pojawia się ułaskawiony hrabia, który z Syberii przyniósł prostackie obycie, a jego rodzina zaczyna marzyć o odzyskaniu dawnego majątku.

Singer po mistrzowsku potrafi odmalować w naszej wyobraźni świat przedwojenny, kiedy to w Polsce Żydzi i katolicy żyli ramię przy ramieniu, a ich liczebność była sobie prawie równa. Judaizm nie był wtedy egzotyką i tajemnicą ale czymś, co funkcjonowało po sąsiedzku z naszymi zwyczajami i kulturą. Z powieści Singera dowiadujemy się, że nasza niechęć do starotestamentowych sąsiadów ma głębokie korzenie, dla których pożywką była zazdrość o ich zdolności do rozwijania interesów. Znacznie surowsze zasady moralne, twarde przestrzeganie przykazań, wspieranie się na wzajem w rodzinie i mrówcza pracowitość Żydów to jaskrawe tło dla mizerności polskich katolików w każdym wyżej wymienionym punkcie. Dlatego też pomimo usilnych starań o wpasowanie się w nasz krajobraz, Żydzi zawsze byli źle oceniani i traktowani w Polsce. W końcu łatwiej jest kogoś zniszczyć, niż samemu nad sobą popracować. Singer nie mówi nam tego wszystkiego wprost. Autor zostawia to w subtelnym domyśle. Jest przy tym portrecistą bardzo szczerym, gdyż nie wybiela swoich żydowskich bohaterów. Daje raczej do zrozumienia, że wiara nie jest istotna, bo to charakter decyduje jakimi jesteśmy ludźmi. Ci dobrzy i ci źli są po obu stronach. Oto złota prawda, której należy się trzymać w życiu: Przede wszystkim jesteśmy ludźmi, a dopiero potem wyznawcami swojej wiary. Książkę polecam, a nawet zalecam na poszerzenie horyzontu i przemyślenie swoich wyobrażeń o nas samych.

środa, 14 września 2016

Andriej Kurkow " Dziennik Ukraiński. Notatki z serca protestu."

Tytuł: Dziennik Ukraiński. Notatki z serca protestu

Autor: Andriej Kurkow

Noir sur Blanc

Rok wydania: 2015

Czy widzieliście kiedyś program "Matura to bzdura"? Nie wiem dokładnie, jaki cel przyświecał jego pomysłodawcom, ale mnie przeraził obrazem głupoty i ignorancji dzisiejszego społeczeństwa. Nie mówię, że wszyscy podchodzą pod te określenia, ale niestety spora część. Zajęci jesteśmy życiem "tu i teraz", jesteśmy głodni nowości technologicznych, plotek ze świata i innych bzdur, a ignorujemy to, co jest tak na prawdę najważniejsze dla nas i naszej przyszłości. Nie interesujemy się polityką, historią, gospodarką. Nie widzimy w którą stronę to wszystko zmierza i co nam zagraża. Czy to nasza wina? nie do końca. Winnych trzeba szukać w kilku miejscach, a jednym z nich jest współczesny system edukacyjny. W szkole uczymy się suchych faktów, wypranych z emocji i ludzkiej strony. Na historii podaje się nam tony dat i nazw miejscowości,ale nie wiemy nic o życiu uczestników istotnych wydarzeń. Poznajemy wzory z chemii i jej przyczynowość, ale nie wiemy jak dochodzono do wielu odkryć i kto ich dokonywał. Mogłabym tak pisać w nieskończoność, ale myślę, że istota problemu została już uchwycona. Tak więc zrozumiałe jest, jak ważną rolę dla nas powinny spełniać opisy od naocznych świadków i uczestników, którzy widzieli, słyszeli i komentowali na bieżąco, "tu i teraz".

"Dziennik Ukraiński..." to relacja z pierwszej ręki. Patrząc przez okno z własnego mieszkania, autor widział jak powstawały na Majdanie pierwsze zasieki i barykady, jak konflikt narastał i przeistaczał się w aktywną wojnę. Autor patrzył i nie wierzył, czuł się jak w odrealnionej rzeczywistości. Historia, która rodziła się na jego oczach, do dzisiaj ma ogromny wpływ na losy wielu uczestników Ukraińskich protestów. Kijów do dzisiaj stanowi rodzaj punktu zapalnego, w którym od listopada 2013 roku mieszkańcy żyją jak na bombie z opóźnionym zapłonem. Kurkow pisze swoje dzienniki po to, aby przekazać światu obraz prawdziwy i "żywy", aby suche opisy z podręczników do historii nie zbagatelizowały koszmaru, jaki przeżyli mieszkańcy Kijowa i uczestnicy protestu. Kurkow pisze prosto, nie ukrywa niczego. Jego opowieść jest pełna grozy, która towarzyszyła jemu i jego rodzinie każdego dnia, od momentu kiedy pierwsi przeciwnicy Janukowycza i jego rządu postanowili razem stanąć na Majdanie. Jak wszyscy, autor myślał z początku, że ten "epizod" potrwa najwyżej dzień lub dwa, a potem władze szybko i sprawnie uciszą śmiałków. Jednak dzisiaj już wiadomo, że wtedy wybuchła prawdziwa rewolucja, której żar wciąż się tli, gotów na to, aby znowu wybuchnąć płomieniem walki.

Jak mam ocenić czyjąś historię? Jak mam podsumować coś, co jest częścią czyjegoś życia, a nie zmyśloną opowieścią? Nie da się, a nawet nie wolno! To lekcja historii w najlepszym wydaniu, cenna nauczka dla ludzkości i wskaźnik zmian, które mogą nadejść w każdym momencie i w każdym miejscu, nawet w najmniej oczekiwanym. Kurkow uczłowieczył dla nas kawał współczesnej historii, dzięki czemu stanie się ona dla przyszłych pokoleń interesująca i poruszająca. "Dziennik Ukraiński..." to obowiązkowa lekcja dla nas wszystkich.

czwartek, 12 maja 2016

Isaac Bashevis Singer "Sztukmistrz z Lublina"

Tytuł: Sztukmistrz z Lublina

Autor: Isaac Bashevis Singer

Wydawnictwo Literackie

Rok wydania: 2016

Kiedy rodzimy się w danej kulturze i religii, uczy się nas obrządków i zasad tradycyjnych, przypisanych naszemu małemu światu. Jeżeli rodzimy się jako katolicy, uczymy się dekalogu i historii Jezusa. Jeżeli rodzimy się jako muzułmanie, poznajemy życiorys Mahometa i nakazy Allaha. Jeżeli rodzimy się jako żydzi, uczymy się bojaźni bożej i pokory. Można tak wymieniać nieskończenie więcej, ale to nie byłoby sednem, do którego zmierzam. Otóż chodzi mi o to, że nikt z nas nie uczy się rozumienia innych światów, niż nasz własny. Nie uczy się w żydowskim domu religii katolickiej i na odwrót. Nie dążymy do poznania siebie nawzajem, nie widzimy takiej potrzeby. Każdy uważa, że ma jedyną słuszność. To błąd, za który płacimy od początku naszego istnienia. Nie myślimy o tych, którzy rodzą się na pograniczu kultur, na styku dwóch religii. Nie obchodzi nas rozdarcie tych, którzy mają swoje korzenie w dwóch lub więcej religiach. Nie podejrzewamy nawet, jak ciężko jest takim ludziom znaleźć swoje własne JA, swoją wiarę i cel. "Sztukmistrz z Lublina" otwiera oczy na historie takich rozdartych "mieszańców" religijnych i kulturowych.

Tytułowy sztukmistrz to Jasza Mazur, Żyd zajmujący się sztuczkami kuglarskimi i występami gimnastycznymi. Jasza ma żonę Esterę i całą rzeszę kochanek. Ma również umysł otwarty na naukę i ciekawość dziecka. Mężczyzna pomimo wychowania w tradycyjnym domu religijnych Żydów, czuje się zagubiony w kwestiach wiary. Targają nim wątpliwości odnośnie istnienia Boga. Jego wewnętrzny konflikt narasta w momencie, kiedy jedna z jego kochanek żąda od niego, aby przeszedł na katolicyzm. Zakochany Jasza beztrosko przystaje na ten pomysł, ale w decydującym momencie waha się. Cały czas zastanawia się, która religia ma rację, jaka ścieżka jest właściwa i czym tak na prawdę jest Bóg? Od decyzji do decyzji Jasza trafia nad przepaść, z której nie ma już ratunku. Ze zwinnością linoskoczka balansuje nad linią graniczną pomiędzy zbawieniem a utratą swojej duszy. Jedynie instynkt może mu podpowiedzieć, który krok może się okazać tym zgubnym.

Postać Jaszy nie wzbudziła we mnie sympatii. Częściowo współczułam mu tego strasznego rozdarcia i niepewności religijnej, ale jednak przeważyła niechęć do jego romansów i wyjątkowo słabej woli. Jego rozkapryszenie jest raczej cechą typową dla małych dzieci, a nie czterdziestoletniego mężczyzny, który musi myśleć o swoim i żony utrzymaniu. Jego popęd i apetyt na wciąż nowe przygody wręcz mnie zadziwiły. Choć kwestia wewnętrznego dialogu, usiłowania podjęcia decyzji odnośnie swojej religii są w całej historii najważniejsze, to mnie gryzło bardziej pytanie, czy Jasza zostanie w jakiś sposób ukarany za krzywdy, które wyrządził swoim kobietom i jak się potoczą losy tychże. Całość czyta się bardzo gładko, przygody Jaszy wciągają czytelnika w świat, którego już dzisiaj nie ma. Możemy podejrzeć, jak w XIX wieku żyli w Polsce Żydzi i jak rozwijała się infrastruktura. "Sztukmistrz..." to obraz naszej kultury i życia nie zniszczonych jeszcze przez wojny. Lektura jest z całą pewnością pouczająca i ciekawa. Polecam zdecydowanie!

środa, 11 maja 2016

William Dalrymple "Miasto dżinów. Rok w Delhi"

Tytuł: Miasto dżinów. Rok w Delhi

Autor: William Dalrymple

Wydawnictwo: Noir sur Blanc

Rok wydania: 2016

Jak prawie każdy najmocniej marzę o podróżach. Chciałabym zobaczyć prawie cały świat, zanim zastanie mnie starość, tak abym mogła sobie powiedzieć, że nie zmarnowałam swojego życia stojąc w jednym miejscu. Niestety nie stać mnie póki co na zwiedzanie, ale na całe szczęście świat literatury umożliwia mi chociaż szczątkowe poznanie najbardziej odległych krain. Świat wyobraźni jest dla mnie - i myślę że nie tylko dla mnie - prawdziwym wybawieniem od codziennej szarości. Bywają jednak takie książki, przy lekturze których określenie "podróży w wyobraźni" nie jest wystarczające. Bywają książki, dzięki którym smaki i zapachy opisywanych w nich widoków, potraw i ludzi są tak namacalne, jak dotyk własnej dłoni na okładce ściskanego tomu.Taką książką jest z całą pewnością "Miasto dżinów. Rok w Delhi".

Autor pozycji zabiera nas w niezwykłą podróż do Indii, jakich nie poznamy z żadnej innej książki, ani tym bardziej z filmów dokumentalnych. William Dalrymple spędził w tym niesamowitym kraju sześć lat, w ciągu których badał jego historię, architekturę, kulturę i religię. Wynikiem tej niezwykłej podróży jest książka, która zadziwi z pewnością każdego. To obraz Indii brudnych i gwarnych, radosnych i pogrążonych w nędzy. To kraj pełen sprzeczności, które zaplatają się w ścisłą sieć zależności, w której nie można wyciąć ani jednego ogniwa bez niszczenia obrazu całości. Razem z autorem odkrywamy świat wielowarstwowy, wielokulturowy i chaotyczny, ale przy tym wszystkim niezwykle spójny. Książka zabiera nas tam, gdzie mało komu udało się dotrzeć, nawet podczas fizycznych wędrówek po brzegach Gangesu.

Cóż mogę powiedzieć o tej książce? Czytałam ją bardzo długo, ponieważ jej złożoność i bogactwo treści zmuszały mnie do powolnego jej "smakowania". Był to proces bardzo przyjemny, poruszający moje najgłębsze pokłady wyobraźni. Chwilami czułam się naprawdę tak, jakbym sama mogła chodzić po uliczkach Starego Miasta i wdychać aromaty przypraw, rozgrzanych ludzi i ulic, brudu i potraw. Pozycja jest niezwykła i wyjątkowo wartościowa, jeżeli by ją porównać do znanych mi książek o Indiach. Temat książki jest wyczerpany do cna, nie pozostaje żadnych niedomówień i pytań bez odpowiedzi. Poznajemy Indie w całości, od A do Z, każdą ich warstwę i aspekt. Krótko mówiąc, autor odwalił kawał dobrej i ciężkiej roboty po to,abyśmy mogli siedząc we własnych domach, na ulubionych kanapach i fotelach, zwiedzić świat. Polecam gorąco!

wtorek, 10 maja 2016

Tui T. Sutherland " Skrzydła ognia. Zaginiona sukcesorka"

Tytuł: Skrzydła ognia. Zaginiona sukcesorka

Autor: Tui T. Sutherland

Wydawnictwo MAG

Rok wydania: 2016

Szczerze, to byłam bardzo ciekawa kontynuacji sagi o smokach, po którą sięgnęłam jakiś czas temu. Niby pozycja dla młodocianych, a jednak coś mnie w niej urzekło i wracałam myślami do Łupka i jego przyjaciół. No i doczekałam się...

Tsunami jest najsilniejsza spośród swoich przyjaciół. Możnaby rzec, że to prawdziwa wojowniczka z krwi i kości. Jej wybuchowy temperament czasami ratuje Łupka i pozostałych, a niekiedy niestety może prowadzić do tarapatów. Smoczyca złości się o to na samą siebie i ma po cichu nadzieję, że w królestwie Morskoskrzydłych znajdzie wreszcie swoje miejsce na ziemi, do którego w pełni będzie pasować. W końcu jako zaginiona księżniczka ma prawo oczekiwać, że jej pobratymcy powitają ją z otwartymi ramionami. Jednak nie wszystko złoto, co się świeci, a szczęśliwe zakończenia można włożyć pomiędzy bajki dla małych smocząt... .

Drugi tom opowieści o smoczętach przeznaczenia nie rozczarowuje. Przyjaciele mają kolejne poważne kłopoty, a wróg ukrywa się tam, gdzie absolutnie nikt by się go nie spodziewał. Warstwy spisków i kłamstw zaczynają tłamsić i dusić nie tylko Tsunami, ale i jej najbliższych, którymi nie są tutaj pozostałe smoczęta z przepowiedni, a ktoś zupełnie nowy w tej historii ;) Ta część historii jest przedstawiona z perspektywy Tsunami (poprzednia to spojrzenie Łupka). Młoda smoczyca musi przeprowadzić śledztwo w sprawie tajemniczych morderstw i odnaleźć sprzymierzeńca, któremu mogłaby zaufać. Największą zagadką dla mnie jest postać Glorii, która w pierwszym tomie ujawniła niezwykły talent do porażania żrącym jadem i maskowania się niczym kameleon. Mam nadzieję, że w ostatniej części trylogii autorka skupi się właśnie na Glorii! Będę czekać z niecierpliwością! A wszystkim zainteresowanym gorąco polecam lekturę "Skrzydeł ognia" :)

sobota, 12 marca 2016

Miles Cameron " Czerwony rycerz"

Tytuł: Czerwony rycerz

Autor: Miles Cameron

Wydawnictwo MAG

Rok wydania: 2016

"W sumie...Gerald to jednak cienias!" Norman

Kiedy po raz pierwszy dostałam tą pozycję w ręce, przeraziła mnie jej grubość. Toż to cegła jak się patrzy, na 845 stron i to w nie najmniejszym formacie! Już widziałam oczami wyobraźni, jak się męczę, aby przebrnąć przez smętną historię rycerzyka szukającego smoka do ubicia. Taaaa.... jakże słodkie i cudowne było moje zaskoczenie, że historia ta wciągnęła mnie tak bardzo, że nie zauważyłam, kiedy się pojawiło podziękowanie od autora. Świat Czerwonego Rycerza pożarł mnie i moje skupienie do ostatniego okruszka ;)

Wyobraźmy sobie połączenie krainy Westeros z "Gry o tron", Geralda z Rivii z "Wiedźmina" i "Opowieści z Narnii". Czerwony Rycerz jest młody, ale już sporo przeżył. Jego przeszłość spowija kilka tajemnic, które poznajemy w miarę upływu historii. Nasz bohater ma kompanię, na którą składają się dziwki, mordercy i rzezimieszki z różnych stron świata. Ich pracą jest zabijanie mieszkańców Dziczy, którzy zapuszczają się w świat ludzi i zwierząt udomowionych po to, aby nieść im śmierć i zgubę. To niekończąca się wojna pomiędzy cywilizacją a dzikim światem, którego człowiek nie rozumie i którego się boi. Całą historię osadzono w realiach zbliżonych do Średniowiecza, ale spiski, polityka i pragnienia są ponadczasowe, obecne również dzisiaj. Powieść napisano z rozmachem, wątków i postaci jest tyle, że bez ryzyka można stwierdzić, że główny bohater nie jest wcale taki "główny" ;) Konstrukcja poszczególnych bohaterów jest bardzo plastyczna, wszystkie osobowości są realne i absolutnie nie można im zarzucić płycizny czy papierowej osobowości. Opisy śmierci są drastyczne, ale niezbędne dla fabuły i nie przesadzone. Wulgaryzmy pojawiają się tylko wtedy, kiedy to konieczne, nie "ranią ucha" nadmierną liczebnością. O samej historii musiałabym powiedzieć wiele, aby była jasna dla kogoś, kto dopiero zamierza zapoznać się z lekturą, ale obawiam się, że zdradziłabym tym samym za dużo i popsułabym przyjemność z czytania ;) Tak więc zdradzę tylko tyle: Tajemniczy stwór zabija mieszkańców małej społeczności wiejskiej. Opiekująca się wspomnianymi terenami siostra przełożona z pobliskiego klasztoru postanawia wezwać pomoc ostateczną: Czerwonego Rycerza i jego bandę najemników. Pozornie łatwe zlecenie zamienia się w koszmar spisków, zdrad i cienia wojny pomiędzy Dziczą a światem ludzi. Polecam gorliwie wszystkim fanom dobrej fantastyki, "Gry o Tron", "Wiedźmina" i "Opowieści z Narnii". A ja będę trzymać kciuki, żeby ktoś w Hollywood wpadł na pomysł ekranizacji, bo to byłby hit wszechczasów!

sobota, 20 lutego 2016

Tui T. Sutherland "Skrzydła ognia. Smocze proroctwo"

Tytuł: Skrzydła ognia. Smocze proroctwo"

Autor: Tui T. Sutherland

Wydawnictwo MAG

Rok wydania: 2016

"Taki smok to porządna sprawa. Człowiek już nigdy nie musi się martwić, czy zapalniczka mu odpali" Norman

Smoki to dość powszechny element w świecie fantastyki. Zazwyczaj przedstawiane są jako potwory o nieograniczonym apetycie na mięso i złoto. Ich jedyna funkcja to spektakularny zgon z ręki dzielnego bohatera, który udowadnia tym czynem swoją męskość i nieprzeciętność. Czasami może taki smok spełnia rolę mentora, żyjącego setki lat obserwatora świata, który jak jakiś mistrz Joda udziela mętnych porad i przepowiedni. "Skrzydła ognia" to pozycja, która zdecydowanie przełamuje ten schemat.

Łupek jest smokiem. Fakt niezaprzeczalny i rażący. Łupek jest smokiem z przepowiedni. Fakt dość dla niego kłopotliwy i przysparzający zmartwień. Łupek ma przyjaciół, którzy też są smokami i też zostali objęci przepowiednią. To duże pocieszenie dla Łupka, który czuje, że oczekiwania względem niego znacznie go przerastają. O co chodzi? Otóż w świecie smoków od lat rozgrywa się krwawa woja o tron, która toczy się pomiędzy trzema siostrami i ich poplecznikami. Każda chce wygrać i zabić pozostałe dwie. Każda chce zniszczyć przepowiednię, która mówi o zwycięstwie tylko jednej z nich i śmierci pozostałych dwóch, oraz o tym że mają jej w tym pomóc przedstawiciele pięciu najważniejszych gatunków smoków - mowa o pięciu smoczętach, które mają zakończyć wojnę. Smoczęta przez pierwsze lata życia wychowywane są w tajemnicy i ukryciu przez Szpony Pokoju - smoczą organizację przychylną spełnieniu przepowiedni i zakończeniu wojny. Po latach dość brutalnego i nieczułego chowu, małe smoki postanawiają uciec swoim opiekunom i wreszcie zobaczyć świat poza swoją jaskinią. Natychmiast wpadają w serię przygód i zdarzeń, które uświadamiają im, że prawdziwe życie to nie wysnuta bajka z ich marzeń o wolności. Smoczęta postanawiają spełnić przepowiednię o zakończeniu wojny, ale nie wiedzą jeszcze jak tego dokonać. Tymczasem okazuje się, że ich istnienie wykorzystywane jest w spisku, o którym nikt nie ma zielonego pojęcia.... ale o tym dopiero w kolejnym tomie serii ;)

Kiedy sięgnęłam po "Skrzydła ognia" pomyślałam - sądząc po okładce - że to przyjemna książka dla dzieci. Stwierdziłam, że z przyjemnością przeczytam coś lekkiego i przygodowego na poziomie dziesięciolatka, bo to miła odmiana po ciężkich lekturach minionych miesięcy. O jakże się pomyliłam! Książka ma może infantylną okładkę - oczywiście bardzo ładną, ale zdecydowanie dziecinną - ale jej zawartość bynajmniej nie pasuje do oprawy! Historia jest miejscami naprawdę brutalna i pełna grozy. Opisy polityki smoków, ich chęci do zabijania, śmierci na arenie królowej Czerwień mogą wywoływać koszmary u co wrażliwszych czytelników w grupie wiekowej 8-12 lat. Dla mnie osobiście lektura okazała się bardzo pozytywną niespodzianką. Rzadko mi się zdarza trafić na przykład, gdzie słaba okładka skrywa fantastyczną treść. Zazwyczaj wydawcy pod płaszczykiem wydumanych opinii recenzentów i bogatej okładki sprzedają nam bubla. Tutaj na pewno tak nie jest. Książkę polecam gorąco młodzieży i osobom nieco starszym;) Doskonale nadaje się na wspólne czytanie z pociechą i na spokojny, samotny wieczór przy herbacie.

środa, 6 stycznia 2016

"Rzeczy ulotne" Neil Gaiman

Tytuł: Rzeczy ulotne

Autor: Neil Gaiman

Wydawnictwo MAG

Rok wydania: 2015

"Nie lękajcie się! Wszak wszyscy w końcu umrzemy! BUACHACHACHA!" Norman w mrocznym klimacie

O Neilu Gaimanie pisałam już kilka razy. Nie jest więc tajemnicą, że z prawdziwą przyjemnością wracam do tego autora i wyglądam jego nowych książek. Ostatnio, pomimo intensywnego okresu świątecznego, udało mi się skończyć lekturę kolejnej, magicznej pozycji. Oczywiście, jak zwykle, nie zawiodłam się. Neil Gaiman po raz kolejny przeniósł mnie do świata, który choć jest tak podobny do naszego, to jednak wzbudza pewien niepokój. Jak mgnienie w lustrze opóźnionej reakcji na nasz ruch.

Dzisiaj wyjątkowo nie będę streszczać historii przedstawionej przez autora, ponieważ mamy tutaj do czynienia ze zbiorem opowieści. Opowiadania Gaimana mają w sobie coś takiego, co wywołuje na naszej skórze mimowolny dreszcz. Zaczynamy mieć nieodpartą ochotę, aby obejrzeć się przez ramię i zerknąć pod łóżko, aby sprawdzić czy na pewno jesteśmy sami. Co więcej, pod wpływem gaimanowskiej wyobraźni, patrzymy z podejrzliwością nawet na znajome dotychczas twarze i miejsca, doszukując się w nich oznak inności, magii, albo i nawet niebezpieczeństwa. To sztuka opanowana przez Gaimana do perfekcji: umiejętność wywołania strachu przed tym, co niby oswojone i dobrze znane. Za każdym razem staram się opisać sedno tego talentu, ale gdzieś mi ono umyka. Dzisiaj mogę chyba śmiało stwierdzić, że sekret ten leży w zdolności do wplatania jednego, cieniutkiego i czasami urywanego nagle wątku nierzeczywistego w historię prawdziwą, twardo stąpającą po realnym świecie. Tak właśnie pisze Gaiman. Najpierw nakreśla opowieść podobną do naszego codziennego życia, a później powoli odkrywa jej drugie, bardzo mroczne dno. Prawdziwa uczta dla czytelnika! "Rzeczy ulotne" zawierają również kilka poematów, które są dość zgrabne, ale nie tak świetne jak same opowiadania. No może za wyjątkiem tego pod tytułem: "Dzień, w którym przybyły spodki", który baaardzo przypadł mi do gustu. Reasumując, książkę polecam bardzo, choć kilka opowiadań można znaleźć we wcześniejszych publikacjach. Gaiman to pisarz, po którego ZAWSZE warto sięgnąć :)