Tytuł: Bracia Sisters
Autor: Patrick deWitt
Wydawnictwo: CZARNE
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-837536-500-9
Cena: 39,90 zł
"Gdybym miał broń, to bym cię zastrzelił...Szlag! Gdybym miał chociaż ręce, to bym cię udusił!" Norman
Zawsze mnie zastanawiał ten szał na punkcie westernów. No nie wiem o co tyle krzyku! Banda chłopa na pustyni ściga się i strzela, kąpie się w kalesonach w lodowatej rzece raz na kwartał a później jeszcze jadą na parszywy bimber do saloonu, żeby popatrzeć na zakurzone i lepkie od potu (żeby tylko od tego!) dziwki. No nie rozumiem zupełnie! Zawsze jakoś te klimaty mnie raziły, nigdy nie pociągały. Filozofia według której kręci się westerny zupełnie nie trafia do mojego babskiego gustu... No było tak aż do momentu, kiedy przeczytałam „Braci Sisters”.
Eli i Charlie to bracia, którzy zajmują się ściganiem i zabijaniem ludzi na polecenie swojego wrednego szefa, imć Komandora. Ich świat to lata pięćdziesiąte XIX-wieku, kiedy stany pochłaniała gorączka złota. Nie ma tutaj sprawiedliwości i prawa, co pozwala na bezkarne mordobicie na każdym kroku. Charlie to typowy bandzior – idealny czarny charakter, który najpierw strzela a potem...no, znowu strzela. Charlie został nakreślony prostą, jednobarwną kreską, dzięki czemu potrafimy go od razu wrzucić do wora z napisem „TEN ZŁY”. Tymczasem Eli to postać pastiszowa – jego dylematy moralne, poszukiwanie miłości i chęć zrzucenia brzuszka doprowadzają nas do konsternacji, bo coś nam tutaj ewidentnie nie pasuje. Czarny charakter na diecie? Wcinający gotowane marchewki zabójca? No jak to?! I jeszcze jego przywiązanie do konia o imieniu Baryłka! Coś tutaj nie gra, czyż nie? Historia dwóch morderczych braci skupia się na podróży przez prerię, ale na każdym kroku łamie przyjęte przez ojców gatunku zasady, dzięki czemu historia wciąga jak diabli!
Czytanie westernu to dla mnie zupełna nowość, dlatego tym bardziej się cieszę, że przygodę z gatunkiem zaczęłam od tej właśnie pozycji. Eli i Charlie są jak dwa spojrzenia na konwencję: Charlie to tradycyjne ujęcie tematu, ale Eli łamie wszystkie reguły – jest skrzywionym obrazem Clinta Estwooda, czymś w rodzaju prześmiewczej wersji kasowego hitu. Największą sympatią obdarzyłam co prawda nieszczęsnego Baryłkę, ale muszę przyznać że sami bracia Sisters również mnie zaintrygowali. Trzymałam nawet kciuki za Eli'ego, kiedy starał się wytrwać w diecie. Książka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, ale przypuszczam że zagorzali fani śmiertelnie poważnych spojrzeń pana Clinta poczują się urażeni tak trywialnym podejściem do tematu życia kowboja. Niemniej polecam serdecznie wszystkim, jako wyborną lekturę na leniwe, gorące popołudnia w hamaku. Jako kompletny laik muszę stwierdzić, że Dziki Zachód może być jednak pociągający ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz