Tytuł: "Obywatelka"
Autor: Manuela Gretkowska
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 320
Rok wydania: 2008
ISBN: 978-83-247-1209-0
Cena: 34,90 zł
"Ciężko być kobietą...a babą to już w szczególności!" Norman,
Czytając książkę Manueli Gretkowskiej, ciężko się nie zgodzić z Normanem...ale po kolei!
Gretkowska była kiedyś jedną z moich ulubionych autorek. Dzika, inteligentna i zaskakująca, bez oporów sięgała po najbardziej szalone pomysły i wizje, tworząc literaturę brawurową i nowoczesną. "My zdies` emigranty", "Tarot paryski", "Kabaret metafizyczny" i kilka późniejszych dzieł przyzwyczaiły mnie do obrazu kobiety wyzwolonej i pełnej ekscentrycznych odchyleń od powszechnie przyjętej normy. Jednak "Obywatelka" to twór zupełnie innej kobiety - zmamusiałej, starszej już, przyczesanej takiej i ogólnie drepczącej spokojniej nieco po powierzchni dni powszednich. Jednak - dziękujmy bogom! - nadal myślącej i troszkę się szarpiącej z kajdanami norm społecznych.
"Obywatelka" to pamiętnik z czasów, kiedy pisarka postanowiła ni z gruchy, ni z pietruchy, założyć partię kobiet. Obejmuje on okres od 10.08.2006 roku, do listopada 2007 roku. Pisarka oburzona traktowaniem kobiet przez mężczyzn i ogólnie przez społeczeństwo polskie, postanawia coś z tym zrobić i stworzyć partię ku chwale i potrzebom własnej płci. Wszystko zaczyna się od zamieszczenia oficjalnego manifestu w internecie o tym, jak to nam, kobitom źle, jak nami własne Państwo pomiata i w ogóle i w szczególe jest nie fair na tym polskim padole łez i nędzy. Odzew był natychmiastowy, a gigantyczna machina oblężniczo-polityczna zaczęła ruszać swoimi trybami i przeć do przodu. Gretkowska nie patyczkuje się, pisze wprost o politycznych animozjach i przekrętach, o tym jak się politykuje w Polsce, jak buduje się zaplecze z poparcia innych upolitycznionych, jak się należy pieścić z mediami, żeby łaskawie poinformowały świat o naszym - partyjnym - istnieniu. PK - czyli Partia Kobiet, nabrała w błyskawicznym tempie krwi i ciała, dowodem na co były liczne problemy i zamoty związane z jej funkcjonowaniem. Pani Manuela wyjawia kulisy własnego życia prywatno-publicznego, które w stu procentach poświęciła dla swojej idei i marzeń, o Polsce zbabiałej i uczciwej. Niestety, jak to w naszym cudooownym kraju bywa, choć chciano dobrze, to wyszło jak zawsze. Partia zyskała rozgłos dopiero po opublikowaniu plakatu wyborczego, na którym zarówno autorka jak i jej popleczniczki, wystąpiły golusieńkie i poważne. Żeby pokazać ciało Polski umęczonej i jednocześnie dumnej ze swojej kobiecej natury, Manuela Gretkowska i członkinie jej partii zaryzykowały wszystkim, co miały - pozycją zawodową, społeczną, szczęściem rodzinnym i zdrowiem psychicznym. Gigantyczny projekt upadł, ponieważ zabrakło funduszy na reklamę i czasu na doszlifowanie wewnętrznych struktur PK, dlatego też partia nie weszła do parlamentu. Happy-end jakiś jednak jest, bo pozostaje rozbudzona nadzieja, że może już niedługo baby będą w stanie lepiej się zorganizować i sięgnąć po należną im władzę.
Uff! No trzeba przyznać, że książka Pani G. jest bardzo mądra i zmuszająca do myślenia. Nawiasem mówiąc to zadziwia mnie to, że w swoim czasie nie wywołała burzy medialnej, bo pokazuje brudną stronę polityki. Nazwiska Tuska, Kwaśniewskiego, Giertycha i paru innych znanych, są rzucane lekką ręką, bez patosu i fałszu, wyjawiając brzydką prawdę o ich interesowności i nieszczerości w stosunku do przeciętnych zjadaczy chleba. Tak ogólnie to dzieło Gretkowskiej można traktować jako podręcznik dla tych, którzy chcą i mogą, ale nie wiedzą jak założyć własną partię.
Początek jest mało wciągający, bo pisarka wyciąga jakieś na siłę metafizyczne bambetle i dyrdymały. Coś tam o dzieciństwie swojej córki, coś o penisie swojego partnera, no i coś o swoim własnym ciele - matczynym i zmęczonym już nieco. Kiedy mamy ochotę rzucić książkę w diabły, bo co nam będzie kity wciskać i łzy poruszenia na siłę wyciskać, to zaczyna się robić ciekawie- pojawia się wizja PK. Wciągają nas te wszystkie podrygi pisarki na scenie politycznej, jej dziecinne podejście do pojęcia prawdy i szczerości, no i słodka nadzieja na powodzenie swojej misji. Czujemy się tak, jakbyśmy pod prywatną kołderkę celebrycką zaglądali i wołali "akuku!". Nie opuszcza ani mnie, ani Normana myśl niejasna, że wszyscy powinniśmy zostać feministkami i działaczkami, ponieważ fizjologia nasza do tego zobowiązuje, a Matka-Polska wręcz oczekuje ze zniecierpliwieniem.
Manuela Gretkowska to pisarka przez wielkie i napuszone "P", bo może i ludzka i oswojona dość, to jednak nietykalnością jakąś zalatuje. Jej metafizyczny balonik mentalny jest niemożliwy do przekłucia, ale nie dlatego, że się nie da, a dlatego, że nie wypada. To już swoisty symbol literatury nowoczesno-feministycznej, a mnie jako kobiecie, jeździć po niej nie pasuje. Przyznam tylko, że pomimo mojej wielkiej sympatii do autorki, straciłam do niej zapał. Książkę oczywiście polecam, bo warto się dowiedzieć tego i owego o naszym kraju, ale uprzedzam wszystkich tych, którzy kiedykolwiek czytali Gretkowską z lat 90-tych, że to już nie ta sama pisarka i nie ten sam smaczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz