piątek, 29 marca 2013

Hank Moody "Bóg nas nienawidzi"

Tytuł: Bóg nas nienawidzi

Autor: Hank Moody

Wydawnictwo: SQN

Liczba stron: 211

Rok wydania: 2013

ISBN: 978-83-9315-750-1

Cena: 29,95 zł

"Kiedyś obiecywałem sobie, że zacznę żyć porządnie i bogobojnie. Na całe szczęście następnego dnia wytrzeźwiałem" Norman

Bankowo znacie serial "Californication". Laski oglądają go dla "niegrzecznego Moldera" a faceci dla licznie podskakujących dupeczek i cycków, które pokazują się co dziesięć minut. Wszyscy zdajecie sobie sprawę na czym wypromował się ten serial i o co w nim tak naprawdę chodzi. W sumie jedyne co tam się zmienia, to kolory włosów bzykających się z głównym bohaterem dziewczyn i może jeszcze czasami otoczenie radośnie kopulującej parki. Sama słodycz i pełny duch współczesnych czasów. Twórcy naturalnie coś tam bełkoczą, że to nihilistyczny obraz wewnętrznej pustki naszego pokolenia, który jednakowoż nie jest pozbawiony pewnej nadziei na prawdziwą miłość i odnalezienie sensu życia. Bla bla bla... To ja się pytam, W CZYM ci bohaterowie szukają tego sensu?! W orgiastycznym dniu powszednim, który nie jest uważany za udany jeżeli nie uda się zaliczyć choćby małego macanka?! Czy osławiony Hank Moody nie byłby w stanie wyjść na prostą i jak każdy normalny człowiek ożenić się w końcu z tą swoją jedyną, iść na porządny odwyk, zacząć żyć według normalnego trybu i założyć sobie kaganiec na ch...? Może moje rozumowanie jest zbyt szablonowe i ugrzecznione, może to by było zbyt proste i popsułoby całą koncepcję "Californication", ale na litość boską! nie nazywajcie serialu o seksoholikach, alkoholikach i ćpunach głosem naszego pokolenia!

Hank Moody jest na progu dojrzałości metrykalnej (bo z pewnością nie mentalnej) i za bardzo nie ma pomysłu na swoje nowe, dorosłe życie. Koleś buja się to tu, to tam, przyprawiając swoich bliskich o bóle głowy i noce pełne zamartwiania się, "co też z niego wyrośnie". Hank cwaniaczy na każdym kroku, pozuje na kochasia pierwszej klasy, wyrywa laski (no przynajmniej tak o sobie uważa) i zdobywa konieczne do życia doświadczenia seksualne przeróżnego typu. Hank dość wcześnie zalicza poważny związek z pewną szajbniętą laską, która usiłuje go zabić i która co pewien czas wypływa przed nim jak nawracający się syfilis. Chłopak beztrosko postanawia też zostać dilerem i wyjechać za upatrzoną przez siebie dziewczyną rockmana do Korei. Szczyl miota się bez ładu i składu to tu, to tam, zdobywając kolejne skrzywienia na psychice i pokaźny bagaż średnio przyjemnych doświadczeń. Dopiero śmierć jednej z najbliższych mu osób sprawia, że Hank tak jakby się budzi i po raz pierwszy stara się być naprawdę dorosły. A z jakim skutkiem? sami oceńcie... .

Sama nie wiem co mam myśleć o tej książce. Sięgnęłam po nią, bo ciekawość okazała się silniejsza niż zdrowy rozsądek. Otwierając "arcydzieło" na pierwszej stronie zakładałam, że czeka mnie lektura soft-pornograficzna o braku jakiegokolwiek sensu i logiki. Pomyślałam tak, ponieważ oglądałam kilka odcinków serialu "Californication" i nie zostałam jego fanką - zorientowałam się dość szybko, że to bajka o alkoholiku i totalnym zerze życiowym, który jakimś cudem jednak przyciąga do siebie tabuny lasek i przygłupich fanów jego "wielce szanownej i genialnej" osoby. Trudno więc nie pomyśleć, że książka okaże się równie bezsensowna i przygłupia... a tu zonk! Co prawda nie zaliczyłabym powieści do literatury wysokich lotów, ale spędziłam z nią całkiem miły czas. Przez pierwszych 30 stron czułam się zniesmaczona i poirytowana głupotą Hanka, ale później moje podejście zmieniło się i nawet nie wiem kiedy, ale jego opowieść o swoim zwariowanym życiu wciągnęła mnie i zaintrygowała. Hank odstawia takie odpały, że normalnego człowieka to już by z pięć razy zastrzelili i zakopali. Nie jest to jednak historia nieprawdopodobna i oparta o kiepskie science fiction - osobiście znam takiego jednego kolesia, który pomimo zbliżającej się trzydziestki nadal żyje jak osiemnastoletni utracjusz bez planów i presji, cudem unikając poważniejszych konsekwencji swoich zwariowanych przygód. Tak więc czytając powieść Hanka czułam się tak, jakbym po kryjomu grzebała w pamiętniku swojego kumpla ;) Język jest "soczysty", obfity w dosłowne określenia części intymnych (sorry, ale nie mogę być tak dosłowna, jakbym tego chciała. Cenzura czuwa!), po męsku sprymitywizowany i dosłowny aż do bólu. Pozycja z całą pewnością spodoba się nie tylko fanom serialu, ale i postronnym i sceptycznym czytelnikom którzy, jeśli tylko pozwolą sobie na chwilę słabości i dadzą się porwać medialnej sławie książki, mogą odkryć coś całkiem nowego na oceanie literatury. Coś nieco lepkiego i obleśnego, ale i w niewytłumaczalny sposób pociągającego.

1 komentarz: